Kategorie
Rodzicielstwo Rodzicielstwo Bliskości

Czy wyznaczać dziecku granice?

Wiele już o granicach zostało powiedziane. Niemal wszyscy są zgodni co do tego, że dzieciom dobrze dorasta się w rodzinach, w których dziecku znane są pewne granice. Różnica zdań zaczyna się wraz z określeniem mówiącym o „stawianiu granic dziecku”.

„O ileż cenniejsza niż wszystkie zasady tego świata jest odrobina człowieczeństwa”

Jean Piaget

Rozmowa o granicach często zamienia się w rozmowę o zasadach. Tymczasem Jesper Juul proponuje, aby zamiast pytać „Co wolno, a czego nie wolno dzieciom?” zadać sobie pytanie: „Na czym mi, jako rodzicowi, zależy i jakie to ma konsekwencje dla mojego dziecka?”. Jeśli chcę przekazać moim dzieciom jakieś normy, ważne dla mnie wartości, istotny jest sposób, w jaki to zrobię.

Skupiając się na tym, co wolno, a czego nie, niejednokrotnie przekazuję dzieciom skostniałe zasady, utarte schematy funkcjonujące z pokolenia na pokolenie. Nierzadko przekazywane są one autorytarnie – wszak rodzic chce być autorytetem w oczach swoich dzieci. Jeszcze jakiś czas temu to był jedyny słuszny i znany mi model „wyznaczania granic”.

Porozumienie bez Przemocy pokazało mi jednak, że można inaczej. Opisany wyżej sposób przekonywania o swoich wartościach często narusza integralność dziecka, pomija jego uczucia, potrzeby, opinie. Nie uczę wówczas szacunku wobec drugiego człowieka, choć na tym mi zależy, ale uczę respektować swoją władzę rodzicielską, z którą się nie dyskutuje. Jednocześnie, lekceważąc granice dziecka, pokazuję, że można lekceważyć granice innych ludzi.

Uwaga! Reklama do czytania

Granice dzieci i dorosłych

Prosta w zastosowaniu koncepcja granic osobistych pomaga porozumiewać się i współpracować z dzieckiem, unikać nieporozumień i codziennych dramatów.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl

Stawiać czy pokazywać granice?

Jeżeli jednak pójdę drugą ścieżką, to najpierw zweryfikuję wszystkie zasady tego świata i sprawdzę, czy na pewno są mi one bliskie – i czy na pewno warto je pokazywać dzieciom. Tu pojawia się kluczowe z perspektywy Porozumienia Bez Przemocy rozróżnienie – stawiać czy pokazywać dzieciom granice? Ja wybieram pokazywanie. Jak to się odbywa?

Mogę np. kultywować w swoim domu zasadę „Nie wolno skakać po łóżku”. Zadaję sobie pytania: czyja to zasada? O co mi chodzi, kiedy to mówię? Czy to brzmi wiarygodnie dla moich kilkuletnich córek?

Wolę raczej powiedzieć: „Nie chcę, żebyście skakały po łóżku, bo stoi tuż przy kaloryferze i boję się, że zrobicie sobie krzywdę. Jeśli chcecie nadal skakać, poszukajmy bezpieczniejszego miejsca”.

Ktoś zapyta – i jaka to różnica, skoro chodzi o nieskakanie?

  • Po pierwsze  –  granica przestaje być nakazem/zakazem z nieodłącznym elementem kary i przymusu – a więc znika strach i relacja władzy.
  • Po drugie – posługiwanie się językiem osobistym sprawia, że normy, które pokazuję, stają się bliższe dziecku. Słyszy ono wtedy: „Aha, mamie na tym zależy, to jest dla niej ważne”.
  • Po trzecie – jestem bardziej autentyczna – przecież nie chodzi mi o zakaz skakania, ale o bezpieczeństwo, spokój, itp.
  • Po czwarte – nie naruszam granic, integralności dziecka, unikam zdania: „ile razy mam wam jeszcze powtarzać”, sugerując, że moje dzieci są może jakieś głupiutkie, skoro tyle razy mam powtarzać tę samą prośbę.

Pokazywaniu granic służy zatem język jak najbardziej osobisty. Z tej perspektywy granice będą tym, co lubię, a czego nie; tym, czego chcę i czego nie chcę; tym, co mi się podoba lub nie, tym, na co się zgadzam lub tym, czego nie przyjmuję.

Konsekwencja jest przereklamowana

Jesper Juul pisze też o tym, że osobiste granice mogą się zmieniać. Nie ciąży więc nade mną przymus świętej i nienaruszalnej konsekwencji – nie dotyczy to oczywiście wartości kardynalnych, ale spraw codziennych – często. Jednego dnia chcę się zgodzić na gonitwę pełną wrzasków z zastosowaniem rozmaitych przedmiotów dobrze brzmiących (garnki, łyżki, dzwonki itp.), a innego mogę nie mieć na to ochoty. Mówię wtedy o tym z szacunkiem i gotowością przyjęcia złości i frustracji moich córek, bez obarczania ich odpowiedzialnością za swoje zachowanie i moją decyzję. (Wczoraj mogły, a dziś nie? Dlaczego? Przecież dzieciom potrzebne są stałe granice! – podpowiada mi w głowie głos pokoleń.) Ale czy człowiek jest stały, od początku do końca zawsze jeden i ten sam, nie zmienia się…? Czy granice są dla człowieka, czy człowiek dla granic?

Wyznaczać własne granice

Rozumiem dobrze tę rodzicielską niepewność i strach, że bez granic dziecko wyrośnie na egoistę czy małego terrorystę, ale jednocześnie jestem przekonana, że rozwiązanie dylematu „stawianie” czy „pokazywanie” granic ma tutaj decydujący wpływ.

  • Kiedy pokazuję swoje osobiste granice nie naruszając granic innych osób, troszczę się o własne potrzeby. Uczę wtedy moje dzieci takiego sposobu postępowania. Chcę pokazywać, że „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka” ( A. de Tosquevill). To są naturalne granice – nie trzeba ich zatem “stawiać” czy “wyznaczać”.
  • Kiedy szanuję dzieci i wspólnie z nimi szukam rozwiązań, tym samym uczę je szacunku do innych ludzi i ich granic. Unikam argumentu „nie, bo nie”, wolę czasem powiedzieć “nie wiem”, bo jest prawdziwe i ludzkie. Kiedy bezosobowe reguły zastępuję osobistym granicami, dzieciom łatwiej się odnieść do człowieka niż do sztywnych, niezrozumiałych zasad.
  • Kiedy troszczę się o granice własne i moich dzieci, buduję przestrzeń pełną zaufania i bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że wynosząc z domu takie doświadczenie, gdy ktoś przekroczy ich granice, będą potrafiły to rozpoznać i o nie zawalczyć.

Zatem „odrobina człowieczeństwa”, traktowanie dziecka i jego zdania równie poważnie, jak swojego własnego, pomagają mi w pokazywaniu wartości i norm, które są mi bliskie. W kształtowaniu przekonania o tym, że granice warto szanować, a nawet bronić ich – zarówno swoich, jak, i cudzych.

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć się w rodzinie

Książka, która pomoże ci mówić do siebie życzliwie, wyrażać swoje potrzeby i słuchać innych. 

Autorka jak reżyser filmowy śledzi przebieg zwykłych rodzinnych wydarzeń, które często przeradzają się w małe dramaty, kłótnie bez celu, frustracje i nerwy. Nagle woła „STOP” i analizuje, co właściwie się stało. Dzięki temu możemy przyjrzeć się własnym zachowaniom i komunikatom, odkryć faktyczne potrzeby oraz prześledzić punkty, w których rodzi się konflikt i niezrozumienie.

Książka napisana jest prostym językiem, bo komunikacja w rodzinie powinna być prosta. Zamiast udawać, oczekiwać, robić uniki – lepiej nauczyć się mówić jasno o swoich uczuciach i potrzebach. Ważne, by umieć je również dostrzegać u innych.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Warto jeszcze przeczytać:

Avatar photo

Autor/ka: Ewelina Adamczyk

Córka, żona, mama, pedagog. Współzałożycielka śląskiej Wioski Rodziców, współorganizatorka trzech edycji Konferencji Empatii na Śląsku, trenerka Mini Mediacji metodą SNO, trenerka Uważności dla dzieci i młodzieży Metodą Eline Snel, wytrwale integrująca w swoim życiu język Porozumienia bez Przemocy oraz uważność. Głęboko przekonana, że dzięki nim możliwa jest autentyczna i bliska relacja oraz dobre życie.


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.